Obserwator Lubelski Obserwator Lubelski
599
BLOG

Tysiąc pięćset - trwaj, Listo, trwaj!

Obserwator Lubelski Obserwator Lubelski Kultura Obserwuj notkę 2

Miałem tylko sześć lat, gdy usłyszał o niej świat... Dziś mam trzydzieści cztery, a ona właśnie doczekała się tysiąc pięćsetnego notowania. Aż trudno uwierzyć...

Nie, nie bedę się chwalił, bo nie mam czym. Nie mam czym, bo nie słuchałem pierwszego notowania Listy Przebojów Programu Trzeciego, a jeśli nawet (co jest mozliwe, bo rodzice podobno słuchali regularnie od początku), to zupełnie tego nie pamiętam. Zresztą z tego pierwszego na sto procent wysłuchanego wydania też zostało w pamięci niewiele, głównie to, że miało podwójny numerek, czego nie potrafiłem wtedy zrozumieć, i piękną balladę Martyny Jakubowicz W domach z betonu na pierwszym miejscu. Słynna Autobiografia Perfectu właśnie wtedy debiutowała w zestawieniu, ale jakoś nie zwróciło to mojej uwagi, dowiedziałem się o tym wiele lat później. Z pierwszych paru miesięcy słuchania kołaczą mi się w głowie pojedyncze notowania, pojedyncze utwory (Parada słoni Maanamu, Tańcz głupia tańcz Lady Pank) i jakieś takie dziwne poczucie bezpieczeństwa i odprężenia, gdy z radia dobiegał głos pana Marka. I tyle.

Ciągłość pamięci słuchania zaczyna się u mnie gdzieś tak od lutego 1983, gdy z Listy jeszcze nie spadła Jolka Jolka Budki Suflera, a o szczyt walczyły Biała flaga Republiki, Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech Maanamu i Objazdowe nieme kino Perfectu. Od tego czasu pamiętam już bardzo dużo, pamietam cotygodniowe emocje, szukanie odpowiedzi na pytanie, co tym razem wygra (dziwnym trafem dopiero kilka miesięcy później uświadomiłem sobie, że czasami ciekawsze bywa pytanie, co wypadło, i że w ogóle z zestawienia coś wypada). Byłem w zerówce, ale miałem już swoje muzyczne sympatie i antypatie, jak na sześciolatka czasami dość dziwne - bo o ile słabość do grupy Lady Pank można zrozumieć, to uparte kibicowanie utworowi Jesteś lekiem na całe zło Krystyny Prońko było w tym wieku chyba rzeczą nietypową. Fakt, piosenkę tę uwielbiał mój ojciec i aż za często rozbrzmiewała ona z magnetofonu kasetowego marki Grundig, może stąd taki był mój do niej stosunek. 

Zrozumiałem też w końcu, że podwójny numerek jest wtedy, gdy w poprzednim tygodniu Lista z jakichś powodów nie mogła być nadana, i trzeba liczyć głosy z dwóch tygodni. O podliczaniu punktów, robieniu tabelek i całej statystycznej stronie Listy nie miałem jeszcze pojęcia - na razie była tylko muzyka i rejestrowanie, co dziś na którym. I radość, jeśli któryś z ulubionych utworów lądował na samej górze. 

###

Obrazy, dźwięki, smaki, zapachy... Wystarczy sobie przypomnieć dowolne notowanie, wystarczy zanucić ten czy inny przebój, a wszystko wraca, "and it's all comming back", jak śpiewała na Liście w 1996 roku Celine Dion. Parada wspomnień malowanych muzyką. Wystarczy zamknąć oczy...

Wiosna 1983. Z kolegami z zerówki urządzamy na podwórku zawody w bieganiu, betonowy krąg wokół sporego drzewa służy nam za trasę wyścigu kapsli - a wieczorem na liście pojawia Wyspa, drzewo, zamek Perfectu. Na szczycie Kocham cię, kochanie moje Maanamu - piosenka, która dobiegała wtedy z każdego okna i która do dziś przywołuje wspomnienie czerwonoceglanej, wysokiej wiezy kościoła św. Augustyna na tle błękitnego majowego nieba.

Czerwiec tego samego roku, też sobota. Mama budzi mnie wcześnie rano i ciągnie do okna, za którym słychać jakies okrzyki i milicyjne gwizdki. Wyglądam, a tam, na rogu Dzielnej i Marchlewskiego (kto wtedy przypuszczał, że kiedyś będzie to ulica Jana Pawła II?), stoi... papamobil! Chwilę później pojawia się Jan Paweł II, który właśnie kończy wizytę na Pawiaku. Po raz pierwszy w życiu widzę Papieża na żywo! Biała postać przystaje, odwraca się na chwilę, błogosławi tych, którzy mimo wczesnej pory zebrali się na ulicy. Wrażenie niezapomniane. A wieczorem - Lista, a na pierwszym Mniej niz zero, które wywrzaskiwaliśmy w szkole na korytarzu, kompletnie nie mając pojęcia, jakie skojarzenia wywoływał ten utwór u dorosłych tuz po zamordowaniu Grzegorza Przemyka... Zresztą zaraz potem było lato, wakacje pod Gdańskiem, las, morze i zupełnie niepolityczne Dmuchawce, latawce, wiatr na Liście i wszędzie poza nią.

Rok 1984, maj. Siedzę w domu, szlaban za jakieś poważniejsze przewinienie, żadnego wychodzenia na podwórko przez miesiąc. Na 30 miejscu w notowaniu 109 debiutuje Obcy astronom Republiki. Strasznie mi się podoba (chociaż chyba jeszcze nie do końca wiem, o czym to jest), namawiam rodziców na wysłanie pocztówki z głosami, oczywiście przede wszystkim na Astronoma. I jakaż jest moja radość, gdy okazuje się, że w nastepnym wydaniu listy piosenka awansuje o 30 oczek, wprost na pierwsze miejsce!

Dziewiąty lutego następnego roku, pierwsza lista w nowym mieszkaniu na Natolinie. Słucham jej, siedząc na ostatnim szczebelku metalowej drabiny. Moje ulubione wtedy Neverending Story Limahla po 22 tygodniach wciąż jest w pierwszej dziesiatce, podobnie Careless Whispers George'a Michaela, ale na topie Maanam i Kreon. "Cóż to za dom, fundamenty w nim drżą, brat bratu gardło podrzyna, zawsze jest rola dla Kreona (...) Mówisz, że jestem bez siły, ty chyba żartujesz, jestem twardym diamentem, ty go tylko szlifujesz..." Piosenka nawet mi sie podoba, chociaż nie zdaję sobie sprawy z jej siły wyrazu, nie wiem jeszcze, że ten tekst, zaśpiewany z pierwszego miejsca Listy dzień po wyrokach na morderców ksiedza Popiełuszki, przez wokalistkę, którą władze próbowały niewiele wcześniej umieścić na indeksie, przyprawiał słuchaczy o dreszcze. Miałem dziewięć lat i myślałem, że Kreon to wyzwisko...

###

Lata płynęły, Lista grała. Trzecia klasa podstawówki, już na Ursynowie to było piękne Brothers in Arms grupy Dire Straits, czwarta to skojarzenie z zatłoczonym dużo bardziej niż dzisiejsze busy szkolnym ikarusem wożącym nas na górny Mokotów (bo na Ursynowie nie zdązyli wybudować dla nas szkoły) i chóralnym śpiewaniem The Final Countdown zespołu Europe i kilku innych piosenek z Listy. A także z... Listą Kolegów, którą każdy z nas co tydzień układał na wzór listy przebojów. Każdy kolega dostawał punkty ujemne lub dodatnie i na tej podstawie powstawała lista osób z klasy ułożona według sympatii i antypatii i tego, jak daną osobę traktowali inni w danym tygodniu. Niestety, szybko okazało się, że zestawienia są nudne, bo... zmiany u każdego zachodziły tylko w środku stawki, czołówka i dół praktycznie się nie zmieniały, bo ulubieni i znienawidzeni znajomi byli cały czas ci sami. 

Kolejne przenosiny ze szkoły do szkoły (tym razem wreszcie na dłużej i na własne osiedle) i poczatek piątej klasy kojarzy mi się przepięknym Alone zespołu Heart, szósta to She Makes My Days Roberta Palmera i świąteczne Mistletoe and Wine Cliffa Richarda. Niesamowita wiosna 1989 roku, gdy nagle upadła komunistyczna dyktatura, to Like a Prayer Madonny, Mamy dla was kamienie Róż Europy, Kocham wolność Chłopców z Placu Broni, lato i "jesień ludów" upłynęły zaś przy dźwiekach utworu, który wtedy wyrażal nasze wspólne marzenia i nadzieje - Jeszcze będzie przepięknie Tiltu. Byłem w siódmej klasie, gdy Sinnead O'Connor przez niemal rok wykonywała na Liście nastrojowe Nothing Compares To You, a przed egzaminami do liceum nuciłem wraz z grupą Damn Yankees Can You Take Me High Enough - bo tak bardzo chciałem odlecieć wystarczająco wysoko, żeby nie musieć ich zdawać...

A potem było liceum i grunge'owa rewolucja, a na Liście Nirvana, Pearl Jam czy Crush Test Dummies. I odrodzenie polskiego rocka: Hey, Ira, Wilki, ONA... Do matury przygrywało mi Back for Good zespołu Take That, Edyta Bartosiewicz cudownie śpiewała Tatuaż, najpiękniejszą jesień pierwszego roku studiów umilała Vanessa Williams z Colors of the Wind... Następne lata to dominacja Kultu i Kazika Staszewskiego, później był latynosko-folkowy przełom wieków (własny ślub, zawarty w roku 1999, już zawsze będzie mi sie kojarzył z piosenkami duetu Kayah&Bregović), a pierwsza dekada nowego stulecia to już Coldplay, Archive, The Killers, Lao Che, Goya, Buldog, Nelly Furtado, Katie Melua... Kolejne tytuły piosenek, kolejni wykonawcy, a z każdym związana jakaś historia, osoba, miejsce, jakiś niepowtarzalny fragment życia. Bo Lista to przeciez nic innego, jak zapis dźwiękowego krajobrazu ostatnich 28 lat.

Stali słuchacze, szczególnie ci, którzy są z audycją od początku, wspominają zresztą nie tylko piosenki. Bo Lista to także ludzie, którzy nadawali jej przez lata specyficzny kształt, odciskali swój ślad w jej historii, współtworzyli jedyną w swoim rodzaju magiczną i niepowtarzalną atmosferę, ten unikalny rodzaj chemii miedzy tymi w studiu i tymi przy głośnikach. I nie chodzi tu tylko o Marka Niedźwieckiego, który Listę stworzył i prowadził przez całe lata oraz Piotra Barona, który w najtrudniejszym momencie, po odejściu Niedźwieckiego na trzy lata do innej stacji, podjął się rzeczy niemożliwej, czyli ratowania upadającej Listy - i zadanie wykonał, stając się równoprawnym twórcą i prezenterem audycji. Chodzi także o wielu ludzi, którzy pojawiali się na antenie gościnnie, czasami jako stali korespondenci, czasami jako zastępcy głównych prowadzących lub ich pomocnicy, wreszcie jako gospodarze stałych kącików lub od czasu do czasu dopuszczani na antenę realizatorzy. Marek Dalba, Roman Rogowiecki, Wojciech Zamorski, Paweł Sito, Maria Teodorowicz, Alina Dragan, Paweł Kostrzewa, Iwona Wieraszko, Katarzyna Pakosińska, nieżyjąca już Barbara Głuszczak i wielu innych - wszyscy oni dołożyli swoją cząstkę do magii Listy i do jej sukcesu. A byli przecież i tacy (jak Paweł Stasiak z zespołu Papa Dance czy Fiolka Najdenowicz z grupy Balkan Electrique), którzy zaczęli swoją muzyczną przygodę od liczenia pocztówek z głosami, a później... z całkiem dobrymi wynikami gościli na liście jako wykonawcy!  

###

To prawda - mamy dziś w Polsce masę stacji radiowych, a w każej z nich jest jakaś, lepsza lub gorsza, lista przebojów. Ma takową nawet Radio Maryja, choć przezornie nazywa ją "piosenką tygodnia", żeby nie brzmiało to zbyt świecko i "młodzieżowo". Żadna z nich nie może się jednak równać z tą Trójkową. I nie jest to bynajmniej sprawa lepszego od większości z nich poziomu muzycznego Listy Przebojów Programu Trzeciego, ani nawet osobowości prowadzących, którym chyba nikt w stacjach komercyjnych nie jest w stanie dorównać.

Lista Trójki ma bowiem w sobie to "coś", czego nie można sobie kupić za pieniądze z reklam. Ma w sobie magię, którą tworzy narastająca przez lata i co jakiś czas przypominana legenda romantycznych początków. Ma w sobie moc łączenia ludzi i generacji, biorącą się z obecności przy radioodbiornikach tysięcy osób słuchających audycji od 10, 15, 20 i wiecej lat, tworzoną przez setki listów od słuchaczy informujących z dumą, że w ich rodzinie regularnie słucha Listy już drugie (a czasem trzecie) pokolenie. Ma siłę tradycji, którą podtrzymują nadawane na antenie podsumowania kolejnych jubileuszy, będące dla wielu ludzi wspomnianą tu już muzyczną ilustracją całego ich życia.

###

I rzecz jeszcze jedna. Lista jest czymś niezwykłym, bo dla wielu z nas, słuchaczy, jest od zawsze. Bo słucha(liś)my jej w przedszkolu, w podstawówce, w gimnazjum, na studiach, w pracy - i wielu z nas wydaje się niemożliwe, żebyśmy jej kiedyś nie słuchali na emeryturze. Bo przecież skoro Lista zawsze była, można chyba zaryzykować twierdzenie, że zawsze będzie. W końcu sam Niedźwiedź powiedział, że jest nieśmiertelna, tak jak muzyka. W gruncie rzeczy Lista pełni w dzisiejszej płynnej rzeczywistości swego rodzaju rolę terapeutyczną. Wlewa bowiem w swoich słuchaczy kojące serce i duszę przekonanie, że jest na świecie coś stałego i niezmiennego. Pewność, że mogą się zmieniać ustroje i padać imperia, odchodzić w zaświaty i wstępować na tron papieże, spadać samoloty i wybuchać bomby, wymieniać się prezydenci, rządy, dyrektorzy i zarządy, że wszystko wokół może powstawać, przekształcać się i znikać, ba, nawet prowadzący mogą się zmieniać - a pod koniec tygodnia wieczorem zawsze było, jest i będzie kolejne notowanie Listy Przebojów Programu Trzeciego. Że cały świat może przewracać się do góry nogami, a Lista trwa i trwać będzie. 

Niech więc trwa, co najmniej przez kolejne 1500 notowań, niech maluje dźwiękami kolejne tygodnie i lata naszego życia! Niech trwa, nawet jeśli kiedyś przyjdzie chwila, gdy trzeba będzie znaleźć dla niej zupełnie nowego prowadzącego. Jeśli tylko będzie potrafił udźwignąć legendę i zachować to, co w Liście magiczne i niepowtarzalne, audycja przetrwa dzięki wiernym słuchaczom. Bo dla nas, prawdziwych sympatyków i przyjaciół, nawet wtedy pozostanie tym, czym jest już od dwudziestu ośmiu lat: zawsze tą samą, naszą ulubioną, jedyną i niepowtarzalną, ponadczasową i ponadustrojową, wspaniałą, magiczną i nieśmiertelną LISTĄ PRZEBOJÓW PROGRAMU TRZECIEGO!

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura