Obserwator Lubelski Obserwator Lubelski
155
BLOG

Wolny Tybet i radni bez honoru

Obserwator Lubelski Obserwator Lubelski Polityka Obserwuj notkę 12

No i nie będzie w Warszawie ronda Wolnego Tybetu. Kołomyjka w tej sprawie trwała w stołecznej radzie miejskiej od listopada 2008 roku i zakończyła sie tak, jak się zakończyła. Będzie rondo, będzie Tybet  - ale nie będzie wolny. Tak zdecydowała większość radnych z klubów PO i Lewicy. PiS i wspierająca go SDPl mogły jedynie dołączyć się do głosowania za jakimkolwiek akcentem tybetańskim w nazwie - sił prochińskich w radzie i tak nie dałyby rady przegłosować. Radny Maciejowski z PiS-u obiecał tylko powrót do tematu w następnej kadencji rady. Tylko czy w zamieszkanej przez dość zamożną i wykształconą ludność stolicy istnieje jakakolwiek szansa na PiS-owską większość?

Dlaczego radni podjęli taką decyzję? Co się nagle stało, że PO głosowała reka w ręke z postkomunistami, i to w czasie, gdy zarzuca PiS-owi "koniunkturalną" współpracę z Lewicą w zarządach mediów publicznych?

Postawa SLD mnie nie dziwi, bo oni z reguły mają alergię na wszelkie inicjatywy wolnościowe dotyczące zagranicy. Najwyraźniej nie zapomnieli, że presja międzynarodowa była jednym z czynników rozpadu systemu, w którym wygodnie i bezpiecznie rządzili krajem przez 45 lat. Ich problem, ich demokratyczne - właśnie! - prawo. Tak samo jak prawo do obrony byłych komunistycznych dygnitarzy. Śmieszy mnie powoływanie się na demokrację przez ludzi dawnej PZPR, ale wolnośc jest dla wszystkich, także dla nich - jesli uważają, że ich prawa są łamane, mają prawo protestować.

Trudno mi natomiast zaakceptować postępowanie Platformy. Otóż Platforma jest, jak wiadomo, partią postsolidarnościową, na co jej politycy bardzo lubią się powoływać choćby w sporach z PiS-em. Co i rusz słyszymy głosy, że PiS zawłaszcza solidarnościową, opozycyjna tradycję. Głosy te bywają nieraz uzasadnione, szczególnie gdy ten czy ów reprezentant Prawa i Sprawiedliwości ustawi platformersów tam, gdzie według niego stało ZOMO. Platforma zapomina jednak najwyraźniej o jednym: że z solidarnościowego dziedzictwa wynika nie tylko prawo do zaszczytów i wdzięcznosci pokoleń. Z tej tradycji wynika również moralny obowiązek wspierania wszystkich tych, którzy jeszcze o wolnośc walczą, którzy siedzą za nią w więzieniach i giną w ulicznych demonstracjach. Obowiązek, który nie ustaje nawet wtedy, gdy się rzadzi i trzeba miec pewien wzgląd na realną politykę. Jeśli bowiem "Solidarność" była czymś wyjątkowym w skali świata, to również dlatego, że od początku stawiała sobie za cel nie tylko wyzwolenie Polski, ale także wyzwolenie spod dyktatur całego obozu komunistycznego. Świadczy o tym dobitnie posłanie do narodów Europy środkowej i wschodniej, przyjęte na pierwszym zjeździe "S". 

Platforma tłumaczy się, że na przeszkodzie nadaniu rondu nazwy Wolnego Tybetu stoją względy prawno-międzynarodowe. Jej przedstawiciele machają opinii publicznej przed oczami pismem MSZ do Rady Warszawy, w którym wyjaśniono, że "nie można tak nazwać części terytorium Rzeczypospolitej", bo "stoi to w sprzeczności z oficjalnymi stanowiskami rządu RP i Unii Europejskiej, które opierają się na uznaniu zasady jednych Chin oraz poszanowania dla integralności terytorialnej Chińskiej Republiki Ludowej". Pismo sformułowano w taki sposób, jakby Rada Warszawy co najmniej zapowiadała zbrojną wyprawę na Lhasę i faktyczne naruszenie integralności terytorialnej Chińskiej Republiki Ludowej. Tymczasem chodzi jedynie o drobny - w skali świata - gest poparcia dla ciemiężonego narodu, od którego nie zawaliłaby się ani Unia Europejska, ani rząd RP, ani tym bardziej "jedne Chiny". Wydaje się więc dziwne, że PO i rząd tak bardzo boją się tego, co nie podoba się Chińczykom.

Jedyne wytłumaczenie to strach przed chińskimi wladzami. Wiadomo, że chińska ambasada od samego początku probowała storpedować starania radnych i stojących po ich stronie organizacji protybetańskich. Wiadomo o liście wysłanym przez chinskich dyplomatów do naszego MSZ, w którym zagrożono, że "przedostanie się informacji o tej formie poparcia Polski dla niepodległości Tybetu do chińskich mediów mogłoby wywołać nieobliczalne reakcje społeczeństwa chińskiego". Wiadomo o rozmowach, przeprowadzonych przez II sekretarza w ambasadzie, p. Mao Taotao, z dyrektorem Chomickim z naszego ministerstwa. Pan Mao Taotao miał się oburzać, że "realizacja rzeczonej inicjatywy byłaby wydarzeniem bezprecedensowym nie tylko w skali Polski, ale i całości kontaktów Chin ze światem".

Słowa tyleż śmieszne, co normalne - wszystkie totalitarne reżimy świata straszyły i straszą w ten sposób zarówno własnych obywateli, jak i partnerów zagranicznych. Trudno się dziwić Chińczykom, poddanym w stu procentach kontroli swoich władców, że się panicznie boją nawet słuchać jakichkolwiek niezależnych myśli na tematy zakazane. Nam, obywatelom wolnego świata, przedstawicielom narodu, który stworzył 'Solidarnosć" bać się nie wolno. 

Jakie bowiem miałyby niby być te "nieobliczalne konsekwencje" ze strony "społeczeństwa chińskiego"? Zamrożenie wymiany handlowej? Wolne żarty! Chińczykom ogromnie zależy na ekspansji na europejskie rynki, oni chcą sprzedawać u nas jak najwięcej swojej tandety - i sprzedawać będą, niezależnie od tego, jak będziemy nazywać swoje ulice. Nie będą też zapewne blokować z powodu jednego ronda polskich, czy tym bardziej unijnych inicjatyw gospodarczych u siebie. Za dużo by stracili, to są w końcu miliardy zainwestowanych przez Zachód pieniędzy. Chińczycy są dziś pragmatyczni do bólu. Oczywiście ani im w głowie opuszczanie Tybetu, alerondo by przełkneli. Komunistami sa już tylko z nazwy, w rzeczywistości interesuje ich tylko brzęcząca moneta. 

A wojny przecież Chiny z powodu ronda też nam nie wypowiedzą! Za daleko i Rosja po drodze. A Rosja na szczęście dla nas, nie ma dziś żadnego interesu we wspieraniu Chińczyków w jakiejkolwiek dziedzinie. Nie jest przypadkiem, ze właśnie teraz w Moskwie zdecydowano o ociepleniu stosunków z Europą. Oni wiedzą, że sami z chińską konkurencją nie dadzą sobie rady.

Radni PO przestraszyli się chińskich pohukiwań, czym wystawili sobie jak najgorsze świadectwo. Zapomnieli o dziedzctwie, na które przy innej okazji się powołują. Zapomnieli też o długu, jaki mamy do spłacenia wobec tych, którzy nie bali się pohukiwań władz PRL-u i w latach stanu wojennego wspierali nas na ulicach Brukseli, Paryża czy Sztokholmu. Długu, który można spłacić tylko w jeden sposób - wspierając tych, którym jeszcze nie udało się "wyrwać murom zębów krat".

Mamy do innych narodów wiele historycznych pretensji, mamy je również do naszych sojuszników, którzy, bywało, zawodzili w najważniejszych momentach. Wypominamy Francuzom, że nie chcieli umierać za Gdańsk. Nam nikt za Lhasę nie kazał umierać, wystarczyło nazwać rondo. Niestety, tchórzostwo, interesowność i brak honoru radnych Platformy zwyciężyły nad poczuciem przyzwoitości. Co zadeklarowanym wyborcom marszałka Komorowskiego chyba musi dać trochę do myślenia...

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka